Napisałam ten tekst po to, aby podzielić się z Wami swoją historią. Jest to opis tego, co następuję po zdiagnozowaniu poronienia od strony praktycznej, ale przede wszystkim opis uczuć jakie towarzyszą MATCE w tym czasie.

Był 4 stycznia, a ja szłam na swoje pierwsze USG. Po 13 tygodniach czekania miałam wreszcie zobaczyć moje dziecko, które nosiłam pod sercem. Od pewnego czasu stresowałam się tą wizytą. Sam fakt, że tyle czasu noszę dziecko w sobie, a nie mogę go zobaczyć wydawał mi się dziwny.
Już podczas świąt i Sylwestra, gdy wszyscy życzyli mi „szczęśliwego rozwiązania” było to dla mnie całkiem abstrakcyjne. Czytaj dalej


W okresie świątecznym moje myśli zawsze są z moją Zosieńką. Miała urodzić się w grudniu 5 lat temu, wszystko było już przygotowane: pokoik, ubranka, zabawki… Czekaliśmy niecierpliwie na ten „prezent świąteczny” i nagle, w 16. tygodniu ciąży, stało się TO. Jej serduszko przestało bić.
Moje kochane, chciałabym podzielić się z Wami historią mojego poronienia – być może wyda się Wam zupełnie „zwykła”, bo i lekarze byli dla mnie mili i całkiem szybko pogodziłam się z odejściem Aniołka. Ale dla mnie
Od tamtej sytuacji minęło naprawdę wiele lat. A o moim poronieniu wiemy tylko ja i mój mąż… Nigdy nie miałam dobrego kontaktu ze swoją rodziną, a rodzice męża zmarli krótko po naszym ślubie. Te 40 lat temu za utratę ciąży winiono kobietę. Nie chciałam więc nikomu mówić, nie chciałam słuchać, że to moja wina, że coś ze mną nie tak… A wiedziałam, że moi rodzice tak właśnie by reagowali.
Dokładnie pamiętam ten dzień, w którym dowiedziałam się o ciąży. Byłam najszczęśliwszą kobietą na ziemi, a mój mąż tylko całował brzuszek niemal ze łzami wzruszenia w oczach. Po kilku tygodniach wybraliśmy już imiona, zaczęliśmy kupować małe słodkie ubranka i remontować pokój dla maluszka. Ciąża rozwijała się prawidłowo.